- Magda
- 0 komentarzy
Myślałam dziś o tym, czy na pewno muszę składać życzenia świąteczne. Trochę mi nie po drodze, bo w głowie inne sprawy, bo łatwiej w zaciszu domu chwycić za różaniec i pomodlić się za Was, niż napisać coś mądrego. Jednak blog POTRZEBA NAM NIEBA zobowiązuje do podzielenia się czymś, w tak ważnych i cudownych dniach, i korzystać z czasu, kiedy ludzie mają bardziej otwarte serca niż zwykle.
Dla niektórych jest to święto rodziny, czyli czas w ciągu roku, który rezerwujemy na spędzenie z najbliższymi, na zażegnanie konfliktów, oddalenie trosk, na przyozdobienie się pięknym uśmiechem, obdarowanie większą ilością życzliwości niż zwykle. Może nawet czasami udaje się odłożyć telefony na dłuższą chwilę i zainteresować się po raz pierwszy historią opowiadaną przez dziadka niezliczone już razy. Wszystko to tworzy Święta cudownymi!
Ale nie wystarcza… Gdyby “magia świąt” sprowadzała się do cudownego czasu z rodziną i do odpoczynku od codziennego pędu, to mogę śmiało powiedzieć, że u mnie wielokrotnie czar tych dni by prysł jeszcze przed wigilijną wieczerzą. Może to tylko u mnie czasami bywało tak, że po przygotowaniach i całym spięciu z tym związanym wcale nie miałam ochoty siadać do stołu?
Jakieś dziwne te Święta w tym roku.
Jak nigdy wcześniej jest mi bliski temat cierpienia i śmierci. Był zawsze obecny, ale nigdy tak bliski. Wiem, że dotyka on wielu ludzi i na pewno będzie dotyczył każdego z nas. Z jednej strony starość i proces świadomego żegnania się z tym światem po wielu latach życia, a z drugiej strony znienacka przychodzące cierpienie małej, niewinnej istoty. Ale w tym wszystkim jest coś jeszcze – ogrom MIŁOŚCI i troski płynącej od bliskich z każdej strony, która w takich momentach wylewa się jak nigdy. To właśnie ta miłość, której brak jest źródłem samotności, depresji, bezdomności, o czym pięknie mówi Robert Makłowicz w poruszającym wideo.
Jak to wszystko połączyć? Tutaj wielka radość z narodzin, a tam samotność i śmierć. Próbuję wyobrazić sobie to tak zwykle po ludzku, bez Boga i nie potrafię… Dla mnie byłaby to pustka i bezsens życia.
Święta Bożego Narodzenia, to przede wszystkim NADZIEJA. Bóg zesłał swojego Syna, “aby każdy kto w Niego wierzy miał życie wieczne”. Ciężkie do pojęcia. Jak wielka musi być miłość, żeby wysłać swoje dziecko w miejsce, gdzie czeka je pewna śmierć i ogrom cierpienia. Po to, żebyś Ty uwierzył.
Właśnie ta nadzieja nadaje sens życiu, nawet w obliczu samotności, cierpienia i śmierci.
Bóg się rodzi, żeby już na zawsze zostać z Tobą, bez względu na to, czy ta obecność ma dla Ciebie dzisiaj znaczenie.
Jakieś dziwne te Święta w tym roku. Ale to chyba dobrze, bo jak powiedział ks. Pawlukiewicz: Kiedy dziecko przychodzi na świat, to wszystko wywraca się do góry nogami. Nie dziw się, jeśli po Świętach życie wywróci Ci się do góry nogami. To znaczy, że Jezus rodzi się w Twoim sercu.
M.