- Magda
- 6 komentarzy
Otwieram oczy i widzę sufit. Mój mózg próbuje szybko zlokalizować gdzie jestem. Dochodzi do mnie dużo światła i zapach pościeli inny niż zawsze. Jestem w domu rodzinnym, w swoim ukochanym pokoju! Ale z prawej strony czuję promieniujące ciepło… to Z. smacznie śpiący jest obok. Mózg zaczyna pracować szybciej i przypominam sobie co to za dzień. Czuję się prawie tak samo, jak w wieku przedszkolnym, kiedy nadchodził dzień Balu Przebierańców. Chwytam za telefon i sprawdzam godzinę mając nadzieję, że nie jest to południe. Jest dobrze, wyskakuję z łóżka i wymykam się z pokoju, żeby dać Mu jeszcze chwilę pospać, a sama zabieram się do działania. Przed zamknięciem drzwi rozglądam się i uciekam pamięcią w majówkowy poranek, kiedy ten pokój wypełniała głośna muzyka i głos Lady Gagi, skutecznie rozładowując napięcie i utrudniając pracę K. Mimo śpiewu i podrygujących nóg makijaż wyszedł perfekcyjnie! Trening dziś odpuszczam. Po dwóch dniach pod kocem wolę nie ryzykować. Jesienne przygnębienie w połączeniu z przeziębieniem to coś czego nie chcę już tej jesieni powtarzać. Dziś wyjątkowy dzień! Ustaliłam to z samą sobą i z mężem dzień wcześniej. W końcu nadeszła upragniona, wolna sobota. Priorytet na poranek to załatwienie spraw dotąd odkładanych i niezałatwionych. Numer jeden to grawer na obrączkach, którego przed ślubem nie zdążyliśmy zrobić. Uśmiecham się do siebie na wspomnienie poprzedniego wieczoru, Dzień Wszystkich Świętych, kiedy to przypomnieliśmy sobie, że akurat za chwilę mija dokładnie pół roku od naszego ślubu. Rozmawiamy jeszcze chwilę o tym jak dokładnie będą brzmiały słowa wytłoczone na obrączkach i nawet nie przychodzi nam na myśl nic innego – te trafiają w sedno!
Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy, że będziemy świętować każdą rocznicę kluczowych wydarzeń. Świętować wspólnie wypitą kawą, ciepłym uśmiechem, uroczystym posiłkiem, spacerem, czy jeszcze innym większym lub drobniejszym gestem. Do wspólnego śniadania zapraszamy rodziców. Kto by pomyślał jeszcze jakiś czas temu, że będziemy w takim gronie jeść omlety. Z bananem. Na słodko.
fot. Katarzyna Nawrot – Photowhile
fot. Katarzyna Nawrot – Photowhile
Jubiler do którego trafiamy, to nasze trzecie podejście. Już mamy odpuścić poszukiwania, ale po drodze zdążyłam wymyślić, że ta pół-rocznica jest super okazją na odpalenie ponownie bloga. Nic nie działa tak dobrze na proces twórczy jak jakieś ważne, poruszające czy ekscytujące wydarzenie. Już zebrałam tyle myśli, którymi chciałabym się podzielić i ten grawer jest częścią nich. W przypadku perfekcjonisty plan idealny nie może zostać zaburzony. Uśmiechnięty Pan oznajmia, że ilością znaków nie musimy się w ogóle przejmować i jest pewien, że zmieścimy. Kiedy wyliczamy literki okazuje się, że jest również miejsce na datę i inicjały, kto by pomyślał. Kiedy pokazuje nam kwitek z kwotą do zapłaty widzimy cenę 4-krotnie niższą niż u jubilera z przed pół roku. Wychodząc przybijamy sobie piętkę i 35 min później mamy już na palcach lśniące na nowo obrączki.
W końcu ląduję przy biurku. Obiecuję Z. że to nie potrawa długo. Mam już wszystko co chcę, muszę tylko ubrać to w słowa. W końcu odpalił mi się tryb pisania – już wiem, że to będzie dobry post. Pewnie nie dla wszystkich, ale dobry. O małżeństwie, o potyczkach małżeńskich. Będąc jeszcze w domu trafiłam na książkę, którą od dawna chciałam przeczytać. Otwieram, czytam, a tam jeszcze więcej słów krzyczy do mnie, że mam to pisać. Piszę. Piszę. Próbuję ogarnąć to w spójną całość, ale znów za dużo wątków… myślę sobie, że przecież to o małżeństwie, tego nie da się krócej. Za chwilę kolejna myśl – po co w ogóle mam to pisać, co ja wiem po pół roku o małżeństwie.
– Ale w końcu statystyka mówi o tym, że małżeństwa w ogromnej liczbie rozpadają się w pierwszych dwóch latach.
– No właśnie, statystyka, gdzie ja znajdę tę statystykę.
– To blog, a nie praca naukowa.
– Dobra. Było się zabrać za opisanie podróży.
– Ale przecież to jest Twoja podróż…
Kończę ten dialog z wewnętrznym głosem. Zamykam oczy w modlitwie i stawiam sprawę jasno: Chcesz, żebym o tym pisała, to działaj. Dziś miał się pojawić ten post, a ja już sama nie dam rady. Siedzę jeszcze chwilę, ale czuję jak dopada mnie zmęczenie. Zamykam komputer i kładę się do łóżka. Jutro poniedziałek. Oznacza to długi, intensywny dzień, jednak wiem, że nie odpuszczę. Będę rzeźbić, aż powstanie. Od razu zasypiam nie spodziewając się ani trochę nadciągającego huraganu…
fot. Katarzyna Nawrot – Photowhile
Tu byłam!
Trzymam kciuki abyś dalej trwała w pisaniu bloga! 🙂 Buźka
Cudowne ! Uwielbiam Cię czytać ! Buziaczki dla Was, Aneta Ż
Cudne! Uwielbiam opowieści.
Cudnie! Uwielbiam opowieści
To zdanie na końcu jest jak serial przerwany w najlepszym momencie, Magdaleno, proszę o kolejny post jak najszybciej! 🙂
Dokładnie! Kasia ma rację! Magdalena! Szybko, szybciutko pisz dalej 😉 czekamy z niecierpliwością! 😀